To małżonkowie z Lublina zmontowali i przynieśli na Marsz Równości ładunki wybuchowe, które mogły zabić uczestników manifestacji – ustaliła prokuratura. Oboje zostali jednak bardzo szybko zatrzymani przez policjantów. Najbliższe miesiące spędzą w areszcie.
– Według biegłego przedmioty zabezpieczone przy zatrzymanych były groźne dla życia – mówi Bartosz Frąk, szef Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe. – Mieszkaniec Lublina oraz jego żona usłyszeli zarzuty. Składali wyjaśnienia, których treści obecnie nie ujawniamy. Sąd przychylił się do naszego wniosku i zastosował wobec podejrzanych tymczasowe aresztowanie na okres trzech miesięcy.
Małżonkom postawiono zarzuty z art. 171 Kodeksu karnego. Dotyczy on m.in. nielegalnego wytwarzania i posiadania urządzeń wybuchowych, które mogą sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób. Grozi za to od pół roku do ośmiu lat więzienia.
Para z Lublina miała ze sobą kilka pojemników z gazem, do których przytwierdzone były petardy. Według biegłych, eksplozja takiego urządzenia w tłumie mogłaby doprowadzić nawet do ofiar śmiertelnych.
Na szczęście małżonkowie zostali zatrzymani przez policjantów już o godz. 14., kiedy Marsz Równości dopiero wyruszał na ulice Lublina.
Właściciele „bomb” domowej roboty to jedyne osoby aresztowane po sobotniej manifestacji. Prokuratura wnioskowała jeszcze o aresztowanie jednego z uczestników marszu. Sąd uznał jednak, że w tym przypadku wystarczy zastosować dozór policji. Młody mężczyzna ma odpowiadać za naruszenie nietykalności policjanta. Chodzi o zdarzenie, do którego doszło po zakończeniu marszu. Jego uczestnicy trafili wówczas na grupkę przeciwników manifestacji. Doszło do szarpaniny. W pobliżu był policjant po cywilnemu i próbował interweniować. Zaatakowany uczestnik marszu był przekonany, że to kolejny chuligan. Prysnął mu więc w twarz gazem pieprzowym.
Marsz Równości w Lublinie 2019 i nielegalna kontrmanifestacja
Podczas manifestacji policjanci zatrzymali 38 osób, które próbowały blokować marsz. Wśród nich było czworo nieletnich, którzy zostali zwolnieni do domów. Reszta trafiła do policyjnego aresztu, a stamtąd do prokuratury. Wszystkim postawiono już zarzuty. Dotyczą one przede wszystkim udziału w nielegalnym zbiegowisku oraz nawoływania do popełniania przestępstw. Wśród podejrzanych jest 35-latek, który tuż przed marszem zaatakował fotoreporterkę OKO Press. Rzucił w nią puszką z napojem i zranił w czoło. Odpowie za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu oraz udział w zbiegowisku.
Policjanci nadal sprawdzają nagrania z marszu. Identyfikują kolejne osoby, które zakłócały przebieg manifestacji. Należy się więc spodziewać dalszych zatrzymań. Po ubiegłorocznym Marszu Równości postawiono przed sądem ponad 20 osób.